Rabacja Galicyjska w XXI wieku

 |  Written by Andrzej  |  0
Wersja do wydrukuSend by emailPDF version

(opowiadanie)

Do naszego miasteczka, które może i małe jest, ale szczyci się świetnymi tradycjami, głównie takimi, że po prostu trwa i istnieje, przyjechała drużyna. A z drużyną sztab i kibice, posepne ich twarze, widać, głębokie Podhale, albo jeszcze dalej. Mecz o mistrzostwo klasy okręgowej, ostatnia kolejka, punkt różnicy między nimi a nami. To sprawiło, że wszyscy w miasteczku zaczęli żyć tym meczem parę dni wcześniej. Sklepikarz zamknął wyszynk nie tylko po to, by obejrzeć spotkanie, ale i w obawie, że w jego sklepie przyjezdni kibice wzmocnią swoje charaktery i agresję o 40%.

No i przyjechali. Szli przez miasto butni, dumni, nucąc wulgarne przyśpiewki sprawili że nam, siedzącym w podcieniach kawiarenek ciarki przeszły po plecach.

-To wygląda jak widmo 1846 roku.- niby żartobliwie, ale jednak wyartykułował swoje lęki siedzący obok mnie i raczący się kawą z kropelką koniaku szanowany mecenas – Jakub Szela, kosy na sztorc i bić pana.

Wystraszyłem się już nie na żarty, że po meczu zaczną się grabieże i zabór mienia, co chyba jeszcze nigdy w trzystuletniej historii miasta się nie wydarzyło. Obawiałem się o mój nowy samochód marki Renault, który kupiłem przez szacunek dla kultury i sztuki Francuzów, a także o mieszkanie w samym centrum z widokiem na wieżę ratuszową, aby i to nie zostało rozkradzione.

I w posępnych korowodach młodzieńców z butelką taniego wina pod pachą, mężczyzn całujących bezwstydnie to swoje grube żony, to butelkę z bimbrem, czy w twarzach tych nic się nie czai, jakieś oczekiwanie na z góry umówione hasło do plądrowania.

-Podobno trener w ramach umotywowania swoich zawodników czytał im artykuł o psychoanalizie w futbolu- powiedział miejski radca odrywając się od dodatku sportowego, który to dodatek zaczął krążyć z rąk do rąk, każdy bowiem chciał przeczytać o absorpcji freudyzmu w niższych warstwach społecznych. W końcu redaktor lokalnej gazety, co kiedyś z Gierkiem robił wywiad, zaczął czytać na głos, a my słuchaliśmy oniemiali.

-„Piłkarze jadą jak na wojnę-rozbudził trwogę w naszych miłujących pokój sercach- trener by wzbudzić w nich ducha sportowej rywalizacji, wyjawił im teorię, według której utrata bramki wiążę się z tak silnymi przeżyciami u drużyny jak i kibiców, jak penetracja analna mężczyzny, albo gwałt przez bandytów na matce, narusza tabu”

Po chwili ciszy zgodnie orzekliśmy, że taka taktyka trenera jest nie do przyjęcia, że będziemy protestować w związku piłki nożnej, lecz gdy już szukaliśmy czegoś do pisania, by zredagować treść skargi, ktoś uświadomił nam, że już pora zająć miejsca na naszej trybunie honorowej. Gdy dotarliśmy na miejsce, obie drużyny hardo patrząc sobie w oczy przywitały się, a na sektorze kibiców gości trwała barbarzyńska majówka, pito alkohol, jedzono jaja na twardo i pieczone kurczaki i oczywiście śpiewano przy wtórze przekleństw.

Ale oto pierwszy gwizdek- i już brutalny faul na naszym pomocniku, a następne czterdzieści pięć minut wyglądało tak, że raz po raz któryś z naszych zawodników zwijał się na murawie z bólu, trzymając się za kostkę, kolanu, czy udo. Wtedy wiedzieliśmy już, że to nie tylko walka o mistrzostwo ligi, ale i o prymat naszej kultury i dobrego wychowania, nad chłopskim, topornym obyczajem i prostactwem.

Mecz wciąż ku naszemu zdumieniu zaostrzał się, aż w 88’ minucie sędzia dyktuje rzut karny za (a jakże!) brutalny faul na naszym młodym napastniku który słynie z finezyjnego dryblingu i kulturalnej gry. Serca nam zamarły w oczekiwaniu patrząc jak napastnik ustawia piłkę na jedenastym metrze, by w końcu niczym zbiorowa pięść skarcić chamów celnym strzałem w samo „okienko”. Wrzawa, radość, okrzykom nie było końca. Odwróciłem głowę na mecenasa i radcę, i wszyscy pokiwaliśmy z głową z uznania nad majstersztykiem wykonania tego stałego fragmentu gry.

Nagle zrobiło się cicho. Spojrzałem na boisko i zdębiałem. Oto golkiper gości mechanicznym krokiem i z wyrazem obłędu na twarzy szedł wprost na zdobywcę gola, w ręku niosąc coś, co połyskiwało w słońcu przy każdym jego kroku, a niw wydawało się być lusterkiem zabranym z domu w trosce o pożądany kształt fryzury, gdyż ów bramkarz był łysy.. Zdumieni piłkarze rozstąpili się, a on uniósł wysoko rękę nad piersią strzelca, wtedy ujrzałem, że w ręce ma nóź.

-To za moją matkę i za mnie, ty gnoju!!- Krzyknął, i dłoń opadła, lecz ja z wrodzonego poczucia estetyzmu, za który wszyscy w miasteczku mnie tak szanują, odwróciłem głowę.

/a.g./

Addthis: 

Categories: